Przyjechał do Kościana prosto z planu filmowego w Warszawie. Zbigniew Waleryś, aktor filmowy i teatralny, opowiadał o pracy przy ważnych dla siebie produkcjach filmowych: „Quo vadis”, „Papusza”, „Pianista” i oczywiście ostatnim swoim filmie – serialu „Korona królów”. Zderzenie z serialem „Gra o tron” działało na niekorzyść „Korony królów” (Z.Waleryś). Mimo trudnych początków praca na planie była pasjonująca, o czym barwnie opowiadał: o specyfice pracy w kostiumie historycznym, umiejętności „noszenia” takiego stroju, o pracy operatorów filmowych („Tutaj coraz więcej kobiet. To dobrze, bo wnoszą na plan spokój”), o kostiumologach („To ludzie z pasją. Przychodzą na plan pierwsi, schodzą ostatni”). Mówił, co składa się na to, aby stworzyć interesującą fikcję filmową.
Zbigniew Waleryś odpowiedział na wiele pytań publiczności.
Najtrudniejsze doświadczenie aktorskie?
„Już trzy razy umierałem, m.in. w „Papuszy”. Sceny ze śmiercią w tle” są trudne, szalenie wyczerpujące emocjonalnie. Trudne były też sceny, gdzie musiałem przełamać wewnętrzne opory, zagrać postać „obcą” mi moralnie, etycznie”.
Wymarzona rola komediowa?
„Na planie filmowym zdarza się mnóstwo zabawnych sytuacji, które były również moim udziałem. Ale rola komediowa? Jestem bardzo dramatycznym aktorem. Śmiech jest trudno wywołać. Jest to wyzwanie. Myślę, że rola w „Panu Jowialskim” byłaby dla mnie ciekawa”.
Zapomniany tekst?
„Tak, na planie filmowym. Zrobiono dubel. W teatrze byłaby to bardziej stresujące”.
Rola nad którą pracuje?
„Obecnie jest to rola w „Cudzie biednych ludzi” Mariana Hemara”.
Blisko dwugodzinne spotkanie Zbigniew Waleryś zakończył (na prośbę publiczności) wirtuozerską interpretacją fragmentu „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza i rozdaniem autografów.